- Zawsze koncentrujemy się na swoim graniu i zgadzam się, że mieliśmy mało sytuacji. Wojtek Łobodziński miał dobrą okazję na otwarcie, były 2-3 w pierwszych dwudziestu minutach, gdy szczególnie mogliśmy pokusić się o bramkę na 1:0. Natomiast zgadzam się z tym, że stworzyliśmy za mało sytuacji. Nie tyle się obawialiśmy siły GKS-u Tychy, co znaliśmy atuty przeciwnika jeżeli chodzi o stałe fragmenty gry, element przejścia do szybkiego ataku. To zespół, który przede wszystkim gra twardą defensywę i na pewno mieliśmy wysoko odbierać piłkę, żeby wybijać przeciwnika z rytmu, jeżeli chodzi o przejście do ataku, a z drugiej strony, żeby kreować sobie sytuacje, żeby zdominować wydarzenia na boisku i kontrolę nad meczem. To nam się dzisiaj po prostu nie udało. Był to słabszy wieczór w wykonaniu Miedzi. My o tym doskonale wiemy, wiedzą zawodnicy, ale tutaj nie ma powodu do niepokoju. Jest następne spotkanie i trzeba tylko i wyłącznie spokojnie zregenerować się, przeanalizować, porozmawiać i ze złością sportową wyjść na następny pojedynek - komentował trener Dominik Nowak, po porażce na Górnym Śląsku. 

Tyszanie zneutralizowali ofensywne atuty zielono-niebiesko-czerwonych, odrabiając lekcję przed meczem z Miedzią. Zespół znad Kaczawy kompletnie nie radził sobie z dobrze poukładaną defensywą gospodarzy. 

- Przy takim potencjale ofensywnym, który jest największy w pierwszej lidze praktycznie nie stworzyli sobie klarownej sytuacji. My przy lepszym i spokojniejszym rozegraniu mogliśmy zdobyć jeszcze jedną bramkę. Ale trzeba oddać Miedzi, że potrafi grać w ataku pozycyjnym i jeżeli gdzieś będzie moment nieuwagi, to mogą to w sposób bezwzględny wykorzystać - mówił Ryszard Tarasiewicz, były trener Miedzi, a obecnie szkoleniowiec GKS-u Tychy.

Czy był to najsłabszy występ zespołu ze Stadionu im. Orła Białego za kadencji Dominika Nowaka?

- Musiałbym przeanalizować wszystkie spotkania. Były podobne. Nie jesteśmy być może jeszcze w stanie grać wszystkich spotkań w całym sezonie na bardzo równym i bardzo dobrym poziomie. Niekiedy takie mecze się zdarzają, w których te nasze tworzenie sytuacji i gra nie są w stu procentach płynne, są rwane. To był dzisiaj taki mecz, w którym graliśmy zbyt nerwowo, a niekiedy za mało cierpliwie budowaliśmy poprzez atak pozycyjny przenoszenie gry z jednej na drugą stronę. To był problem, jak również takie proste straty. Jako trener biorę tę porażkę na swoje barki, bo jestem odpowiedzialny za ten zespół. Tutaj moja rola, żeby spokojnie przygotować zespół do następnego spotkania - oceniał szkoleniowiec Miedzi. 

Z pewnością opiekun legniczan, gdyby mógł, skorzystałby w piątek z usług Marquitosa i Omara Santany, których wyraźnie brakowało na boisku. Na ile problemy ze sforsowaniem defensywy GKS-u były wynikiem braku hiszpańskich pomocników, potrafiących przedrzeć się przez zasieki obronne rywali wtedy, gdy inni nie mogą tego zrobić?

- Trudne pytanie, bo nie było ich na boisku. Gdyby byli, to byśmy znali odpowiedź. Natomiast też drużyna Miedzi to nie tylko Omar Santana i Marquitos. Oczywiście podziękowałem zespołowi, bo walczyliśmy, a niekiedy jest taki mecz, w którym trudno się tworzy sytuacje, gra się słabszy pojedynek. Oczywiście sztuką jest taki pojedynek wygrać, ale dzisiaj to nam się nie udało. To też nie jest tak, że Omar i Marquitos to są zawodnicy, którzy tutaj są zbawieniem dla Miedzi. Mamy wyrównaną kadrę, 22 charakternych zawodników i wierzę w charakter tego zespołu. Wiem, że ta dzisiejsza złość będzie podwójna na środowym meczu z Olimpią Grudziądz - kończył Dominik Nowak.