- Weszliśmy w mecz fatalnie. Piotrek Skiba nam nie pomógł przy pierwszej bramce, druga rykoszet. Dwa stałe fragmenty, które analizowaliśmy. Ćwiczyliśmy ustawienie muru, że takie uderzenia będą ze strony Forsella. Chcieliśmy ten mecz rozpocząć w miarę spokojnie, w średnim pressingu, nie lecieć do przodu, a okazało się, że po kilku minutach trzeba było otwierać grę i budować granie w ataku pozycyjnym. Pierwsze minuty po tych straconych bramkach na pewno były niepewne. Było widać, że zawodnicy przestali wierzyć, że potrafią grać w piłkę, a tak naprawdę te bramki nie wynikały z gry, tylko ze stałych fragmentów. Im było dalej, do końca pierwszej połowy, tym było coraz lepiej. Myślę, że wstrząs w szatni spowodował, że znów uwierzyli i wyszli na drugą połowę jak po swoje. Uważam, że grali bardzo dobrze. Czerwona kartka - powiedziałbym taka pomarańczowa. Mógł dać sędzia, mógł nie dać. Oczywiście Łobodziński bardzo mocno się wykazał swoim doświadczeniem i troszeczkę to też podciągnął, a w dziesięciu to już wiadomo. W dziesięciu nastawiliśmy się na obronę rezultatu. To punkt na trudnym terenie. Z tych pojedynczych punktów się nie ciesze, bo to już chyba nasz jedenasty remis. Ale w okolicznościach w jakich został osiągnięty, to szacunek dla zespołu, że się potrafił podnieść. Cały czas ich namawiam, żeby od początku uwierzyli w swoje umiejętności, bo one są naprawdę duże. Nie wiem czy ta sytuacja w naszym klubie, to całe zamieszanie, że tak ogólnie jesteśmy postrzegani jako ci biedni, powoduje to, że oni też mają mniejszą wiarę we własne umiejętności. Staramy się cały czas ich mobilizować. Cały czas oprócz tego, że rozmawiamy z nimi, pokazujemy im te dobre momenty, a one naprawdę są - mówił Adam Łopatko, trener Stomilu.